Otóż panna Hevelke, pochodząca z Łodzi, gdzie ojciec jej był pastorem, przybyła do naszego miasta, aby bliskich krewnych odwiedzić, w towarzystwie matki i siostry, a ponieważ te panie pierwszy tutaj swój przystanek znalazły w domu, w którym (mieszkali moi rodzice, spotykałem się niemal co dzień z nimi, w sieni lub na schodach, nim je doktor Barth poznał. Nie zdziwiłem się więc, gdyśmy po niejakim czasie o zaręczynach jego usłyszeli, ktokolwiek bowiem jeszcze panią Barthową w młodszych jej latach pamięta, przyzna mi zapewne, że nie można było patrzeć obojętnie na powaby kształtu i twarzy tej żwawej i świeżej brunetki. Zalety zewnętrzne zachowała do późnego wieku, a łączyła z nimi, jak potem wielokrotnie przekonać się mogłem, pewien rodzaj dystynkcji i ogłady, które ją w towarzystwach niemieckich odznaczają. Po polsku wyrażała się z łatwością i z takim doborem wyrazów, że słysząc jej mowę byłbyś ją uważał za rodowitą Polkę wychowaną w Warszawie. Ale wracając do jej męża, panie Ludwiku, powiedzieć ci muszę, że ile mi wiadomo, nie tylko obowiązki urzędu swego należycie wypełniaj, lecz że i szkoła Ludwiki jemu głównie zawdzięcza swój rozrost i stanowisko, które teraz między zakładami szkolnymi zajmuje. Odznaczał się on należytym taktem pedagogicznym, na którym częstokroć, szczególnie wobec dorastających panien, nauczycielom niemieckim zbywa, a chociaż wszystkim uczennicom bez różnicy wieku, może wedle saskiego zwyczaju, mówił du* [*ty] potrafił jednak łączyć przyzwoitość i życzliwość w obejściu z konieczną powagą i surowością, uwzględniając należycie w wykładach swoich i postępowaniu różnice narodowości i religii; toteż Polki, równie jak Niemki i Żydówki miały dla niego szacunek i zaufanie, jakie dla nauczyciela mieć należy. Nie mówię na wiatr, panie Ludwiku, lecz wiem to od siostry, która rok czy dwa w wyższym oddziale pobierała naukę od rektora Bartna. Szczupła z początku liczba Mas zakładu pomnożyła się wkrótce do kilkunastu i więcej; żeby zaś zwiększyć wpływ jego i znaczenie, przeprowadził nasz rektor połączenie z nim kursu elementarnego oraz seminarium, w których by kształcić się mogły przyszłe nauczycielki i przysposobić do egzaminu rządowego, a wskutek tego wypuściła aż do dni naszych szkoła Ludwiki na świat już legiony guwernantek, które się po całej prowincji i za granicą rozbiegają. Ponieważ instytut tak rozszerzony stał się niemałym ciężarem finansowym dla miasta i ponieważ panu Barthowi bardzo także zależało na tym, żeby móc się nazywać königlich zamiast städtisch*, [*królewski… miejski] przeto postarano się obustronnie o przeistoczenie go na królewski.
Współubiegały się z nim od pięćdziesiątego siódmego roku w wychowywaniu i naukowym kształceniu tutejszych dziewcząt dwa zakony, urszulanki i sercanki, które w krótkim czasie całą niemal katolicką młódź żeńską przygarnęły do siebie, zwłaszcza iż miały także prawo przyspasabiania do egzaminu na nauczycielki. Zakłady ich różniły się nieco dążnością, podczas gdy u sercanek, będących w końcu pod komendą pani Józefy Chłapowskiej, przemagał w ogóle kierunek arystokratyczno-francuski i główny (przycisk padał na to, aby w tym duchu i w mistycznej nieco pobożności wychowywać osobliwie szlachcianki, które odrębnie od innych trzymano, wyglądało u urszulanek, u których rej wodziła nader ruchliwa i przedsiębiorcza matka; Bernarda Morawska, także wszystko pobożnie, ale bardziej demokratycznie i po polsku; stąd też miejskie dziewczęta tłumnie do nich dążyły. Obiedwie szkoły zakonne były pod ścisłym dozorem rządu; plany naukowe, nauczyciele i nauczycielki zależały od wyższego zatwierdzenia, komisje rządowe odbierały egzamina i nic się tam dziać nie mogło i nie działo, co by państwu groziło niebezpieczeństwem; mimo to jednak, gdy po wojnie francuskiej zawiał wiatr kultury, obadwa zakony wygnano i szkoły ich zamknięto, bez względu, że obadwa właśnie wtenczas walczyły z ciężkim, finansowym położeniem, obadwa bowiem krótko przedtem pobudowały i urządziły sobie z wielkim kosztem nowe siedziby w naszym mieście. Znalazły wszakże niejaką ulgę w tym, że rząd nabył ich własności; w wspaniałym gmachu sercanek, jak ci wiadomo, wzniesionym na końcu Górnej Wildy, pomieszczono zakład Garczyńskiego, a domy i grunta przy Dolnej Młyńskiej ulicy, kupione od łaziebnika Bischoffa, gdzie urszulanki ledwo gospodarować zaczęły, przekazano, zmieniwszy je odpowiednio do przeznaczenia, szkole Ludwiki, ponieważ tutaj, w starym dworcu Górków, pomieścić się już nie mogła. Uwolnił się więc takim sposobem dyrektor Barth od współzawodnictwa zakonów i miał to zadowolenie, że w nowej siedzibie tak wygodzie własnej, jako i wszystkim potrzebom swego instytutu dostatnio’ mógł zaradzić. Niezbyt długo tam jednak królował. Siły jego fizyczne już znacznie były zużyte tak wieloletnią uciążliwą czynnością urzędową, jako też bardzo ruchliwym towarzyskim życiem, w którym miał upodobanie, i niemałymi utrapieniami w rodzinie; osłabienie to, w związku z nerwowym jego usposobieniem, przekształciło się wreszcie w organiczną chorobę, która go niezdolnym uczyniła do dalszego sprawowania obowiązków. Bronił się niedomaganiu temu do ostatka, o emeryturze podobno słuchać nie chciał, a gdy nastąpiła mamo jego woli, krótko potem z doczesnego do wiecznego przeniósł się spoczynku.(10)