Kości kopalne a znaleziska wyrobów krzemiennych w żwirowni w Poznaniu-Szelągu

Historia odkryć na Szelągu (stan. 13) zaczęła się w 1879 r., kiedy to hr. Pfuhl poinformował Towarzystwo Antropologiczne w Berlinie o znalezieniu „glinianych kul i cylindrów w dyluwialnej warstwie piasku”, 2 km na północ od Poznania. W pobliżu, choć nieco głębiej, leżały kości zwierzęce, może jelenia. W następnym roku Pfuhl (1880, (59)-(60) przesłał do Berlina notatkę z Posener Provinzialblätter (1880, I, nr 4), w której opisano znalezienie około 250 glinianych kul [zapewne takich samych toczeńców, na jakie natrafiono w 1927 r.] i podał nowe informacje. Miejsce znajdowało się na lewo od szosy do Naramowic w okolicy Szeląga. Przedmioty odkryto przypadkowo w piaśnicy, na głębokości około 6 m. pod powierzchnią. Kilka kul znaleziono w misie glinianej z uchem. Brak jakichkolwiek ozdób, surowa obróbka i prymitywny materiał wskazywały na odleglejszy czas powstania naczynia. W tej samej warstwie i w pobliżu leżały też różne kości zwierząt, które w XIX w. już nie występowały. Z całą pewnością rozpoznano kości dzika; inne szczątki należały do zArchiwum MAPnacznie większych zwierząt, ale nie udało się ich określić. Nie wykluczone, że dwie kości, które trafiły do HG, pochodzące ze Szeląga (nie oznaczona kość z daru Osiusa 1886 oraz prawa łopatka mamuta, depozyt gimnazjum realnego Bergera z 1897 r.), pochodziły właśnie z owej żwirowni i z tychże odkryć. Kości ludzkich wówczas nie znaleziono, choć była to właśnie żwirownia Kratochwilla, gdzie kilka lat później odkopano groby kultury wielbarskiej.

W 1896 r. geolog F. Wahnschaffe opublikował pracę pt.: „Mitteilung über Ergebnisse seiner Aufnahmen in der Gegend von Obornik in Posen” (Jahrbuch d. Pr. Geol. Landesanstalt, 1896, s. LXXX-LXXXII), który wysunął hipotezę, że na podstawie obserwacji piasków pod Obornikami, w których współwystępowały muszle mięczaków słodkowodnych oraz kości ssaków dyluwialnych, można je datować na czas ocieplenia między jedną fazą zlodowacenia a następną. Poszukiwania warstwy międzylodowcowej stały się jednym z celów podjętych badań geologicznych w żwirowniach wielkopolskich (w rejonie Poznania np.. w Garaszewie). Prace wykonał w 1897 r. na zlecenie Krajowego Urzędu Geologicznego geolog krajowy G. Maas. Według publikowanego sprawozdania (G. Maas, W. Hauchecorne,Ueber zwei anscheinend bearbeitete Gesteinsstücke aus dem Diluvium, Jahrbuch der königl. preuss. geologischen Landesanstalt für 1897, Berlin 1898, 32-35), w żwirowni na Szelągu natrafił m.in. na szczątkowo zachowaną warstewkę lessu, która nie znajdowała się w miejscu pierwotnym, ale spłynęła. W niej tkwiły dwa wyroby krzemienne, choć mało charakterystyczne – wiór i odłupek, obrobione ręką ludzką. Oba przedmioty przekazano do Geologischer Landesamt w Berlinie. Maas datował ową warstwę na okres międzylodowcowy, a więc na czasy, kiedy w Europie żyły zarówno mamuty, jak i pierwsi Europejczycy – neandertalczycy. Logiczny wniosek nasuwał się sam – w Poznaniu natrafiono na najstarsze, jakie wówczas znano, środkowopaleolityczne ślady pobytu człowieka w tej części Europy. Czy Maas wiedział, że w badanej przez niego zwirowni znaleziono też kości mamuta, które były jednym ze źródeł pożywienia neandertalczyków, tego nie wiadomo, choć słyszał o takich znaleziskach w rejonie Poznania. Szczątki warstwy międzylodowcowej zaobserwował też w dolinach np.. Bogdanki i Cybiny (Maas, Ueber Thalbildungen in der Gegend von Posen. Jahrbuch d. Pr. Geol. Landesanstalt, 1898, s. 81-82).

 
Archiwum MAP Archiwum MAP

Kiedy w 1908 r. do Poznania zawitał najwybitniejszy wówczas niemiecki archeolog młodego pokolenia, Erich Blume, szybko zainteresował się odkryciem sprzed kilku lat. Próby identyfikacji „warstwy dyluwialnej” zakończyły się jednak niepowodzeniem, gdyż przez cały czas piasek był wybierany i po jedenastu latach kopano 100-200 m. dalej. Berliński urząd Geologiczny, proszony o przysłanie kopii zabytków, nadesłał kopie trzech przedmiotów i nie potrafił określić, skąd się wzięła nadwyżka. Na szczęście rycina w publikacji Maasa pozwoliła na identyfikację. Również polskie Muzeum Mielżyńskich otrzymało w 1918 r. własne kopie. W 1910 r. Muzeum Cesarza Fryderyka zorganizował badania w żwirowisku, z udziałem niemieckiego geologa, Jentscha, oraz znanego poznańskiego przyrodnika, dra Pfuhla, który wyniki prac opublikował (Der interglaziale Torf beim Schilling. Zeitschrift der naturwiss. Abteilung. XVIII Jhg, 1. H., Geologie, Posen 1911, s. 40-50). Zapewne obecny był też E. Blume, bo w latach tych systematycznie przekazywał ułamki naczyń ze żwirowni, głownie średniowieczne. Na podstawie analizy szczątków fauny i flory prof… Pfuhl nie tylko znalezioną warstwę torfu datował na czas międzylodowcowy, ale też uznał, że w tym czasie było tu jezioro, które zarosło i zmieniło się w torfowisko, przykryte warstwą naniesioną przez kolejny lodowiec (wyróżniono 87 gatunków okrzemków, łuski rybie (okonia?), rybia szczęka, trawy i turzyce?, szczątki osiki, sosny, olchy i in., ale też węgielki drzewne. Niestety, wyniki badań geologicznych nie były już tak jednoznaczne. Badania geologiczne spowodowały wzrost zainteresowań odkryciami kośćmi wśród robotników, którzy za znaleźne w wysokości jednej-lub kilku dniówek dostarczyli nowe okazy z okolicznych zwirowni. Również w niemieckim Muzeum Cesarza Fryderyka popularyzowano owe znaleziska, zamawiając modele nosorożca i mamuta (inw. KFM 1903:1161, 1163) w celach ekspozycyjnych. W 1907:481 wykonano też fotografię żwirowni na Dębcu, gdzie znaleziono nosorożce.

Po raz kolejny, w 1927 r., nie bacząc na to, że południową część żwirowni zamieniono na zlewisko szlamów z kanalizacji Archiwum MAPmiejskiej i na wysypisko śmieci, z ramienia Polskiej Akademii Umiejętności miejsce to badali St. Pawłowski, W. Szafer, J. Trela i E. Niezabitowski. Byli to geolodzy i przyrodnicy. Badacze zabrali się do tego bardzo metodycznie; nie tylko wykonali profile geologiczne, ale także zapoznali się z dotychczasowym stanem badań oraz wykonali rozmaite analizy geologiczne i przyrodnicze, w tym analizy kości czy pyłków. Wyniki prac omówiono w szeregu artykułów (St. Pawłowski, Interglacjał w Szelągu pod Poznaniem, część I. Warunki występowania interglacjału poznańskiego, Sprawozdanie Komisji Fizjograficznej PAU, 63, Kraków, 1929, s. 39-49; Edward Lubicz Niezabitowski, Interglacjał w Szelągu pod Poznaniem, część II. Fauna pokładów drugiego okresu międzylodowcowego w Szelągu, Sprawozdanie Komisji Fizjograficznej PAU, 63, Kraków 1929, s. 51-69; J. Gołąb, Toczeńce z gliny morenowej w Szelągu pod Poznaniem, Roczniki P. T. Geol. X, Kraków 1934, W. Szafer, J. Trela, Interglacjał w Szelągu pod Poznaniem, Sprawozdanie Komisji Fizjograficznej PAU, 63, Kraków 1929). Wykonano też badania na innych żwirowniach w okolicy. Ślady warstwy międzylodowcowej odkryto na pobliskich Winiarach i po drugiej stronie Warty – na Głównej. Na samym Szelągu – w jednej z odkrywek na pięć wykonanych. Z warstwy określonej jako międzylodowcową zidentyfikowano szczątki chrząszczy, ryb, małży, ramienic. Wśród większych zwierząt, znalezionych na Szelągu, stwierdzono: mamuta (Elephas primigenius Blum.), nosorożca włochatego (Rhinoceros antiquitas Blum.), tura (Bos primigenius Bojan), żubra (Bison proscus Boj.), konia (Equus sp.) i jelenia szlachetnego (Cervus elaphus). Wśród roślin znaleziono szczątki osiki i grabu. O ile na podstawie całości badań badacze nie mieli wątpliwości, że warstwa międzylodowcowa wystąpiła na Szelągu, to jednak trudno było im uwierzyć, że znalezione „dwa nieobrobione odłamki krzemienne” mogą stanowić przesłankę do wyciągnięcia wniosku, że człowiek żył w interglacjale koło Poznania (Pawłowski 1929, s. 40)

W czasie drugiej wojny światowej zaintrygowany znaleziskiem Walter Kersten, ówczesny kierownik niemieckiego Krajowego Urzędu ds. prahistorii, zwrócił się do Krajowego Urzędu Geologicznego w Berlinie z prośbą o ocenę wiarygodności odkryć G. Maasa. Otrzymał wówczas odpowiedź, że geolog ten jest dobrze znany w środowisku i do jego określeń nikt nigdy nie miał zastrzeżeń, a więc jego informacje można uznać za wiarygodne. Dorobku polskich uczonych z okresu międzywojennego zapewne Kersten nie znał.

W 1955? r. żwirownią zainteresował się Ludwik Sawicki z Warszawy, archeolog specjalizujący się w paleolicie, który wykonał 5 szurfów i 2 szybiki. W szurfie nr IV (znajdującym się w połusniowo-zachodniej części wybierzyska) natrafił on na odłupek kwarcytu z intencjonalnym zaszczerbieniem krawędzi. Sawicki przypuszczał, że przedmiot ten wystąpił w tej samej warstwie, w której Maas odkrył niegdyś swoje krzemienie, zgadzał się, że jest to złoże wtórne, ale całość datował na schyłkowy paleolit (tzw. przemysł wczesno-madleński), czyli na czas po ustąpieniu lodowca. Wydobyte wówczas próbki torfu i gytii zostały zbadanie metodą analizy pyłkowej przez A. Środonia i miały być publikowane.

Od tego czasu w literaturze archeologicznej zdania na temat wiarygodności odkryć na Szelągu są podzielone. Część archeologów datuje znaleziska na Szelągu na środkowy paleolit, część na schyłkowy, inni zaś, nie wiedząc, co o tym sądzić, udają, że Szeląga nie ma. W Prahistorii ziem polskich (t. I, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1975) W. Chmielewski (s. 52, 106 tab. 13) uznaje Szeląg za najdalej na północ wysunięte stanowisko środkowopaleolityczne, datowane na interglacjał eemski-wczesny Würm, czyli mniejwięcej 80 tys . lat temu.

Podsumowując, można chyba twierdzić, że na obszarze dzisiejszego Poznaniu onegdaj pasły się mamuty i nosorożce włochate. Czy człowiek neandertalski na nie polował, to znaczy czy żył już w paleolicie środkowym, czy dopiero w schyłkowym, można dyskutować. Osobiście jestem bardziej skłonna uwierzyć dość licznej grupie niezależnych od siebie specjalistów z różnych dziedzin, którzy warstwę lodowcową widzieli, niż L. Sawickiemu, który był przecież samoukiem.

Obecnie żwirownia jest zabudowana, a teren zniszczony. Jeśli próba podjęcia badań w okolicy miałaby mieć jakichkolwiek sens, to zgodnie z wynikami L. Sawickiego, należałoby zbadać istniejącą do dziś południowo-zachodnią część wybierzyska, albo też północny skraj cytadeli. Można wówczas niczego nie znaleźć, ale równie dobrze wyniki badań mogą przewrócić do góry nogami cały dotychczasowy stan wiedzy. I za to kocham archeologię.

W przedstawionym wyżej katalogu część kości jest znacznie późniejsza, pochodzić może z czasów od schyłkowego paleolitu po średniowiecze. Opowieść o znalezionej w popielnicy w Pałczynie skamieniałej kości, o ile jest prawdziwa, może świadczyć o zainteresowaniu takimi znaleziskami już w pradziejach, choć wątpliwe, by potrafiono wówczas dokonać prawidłowej ich interpretaArchiwum MAPcji.

Prezentowany katalog nie odzwierciedla całości znalezisk kości mamutów, choć myślę że większość znanych. Po II wojnie liczba odkryć gwałtownie zmalała, ale nie z powodu zmniejszenia się liczby czynnych żwirowni, w których znajdowano takie szczątki. Jak się wydaje, przyczyną było przede wszystkim używanie ciężkiego sprzętu w czasie prac ziemnych oraz zmniejszenie się liczby światłych ludzi, których ciekawiło coś więcej niż czubek własnego nosa, choć liczba osób wykształconych niewątpliwie znacznie się zwiększyła.

 

opracowała: J. Kaczmarek, na podstawie pracy: Archeologia miasta Poznania, Stan badań i materiały, mps i cytowanej już w tekście literatury, XII 2004