Muzeum Starożytności Słowiańskiej , które dało początek muzealnictwu w Poznaniu, powołano we wrześniu 1857 r. Była to instytucja należąca do Towarzystwa Przyjaciół Poznańskiego, mającego prawa korporacji. Stąd traktowane było przez ówczesne władze pruskie jako instytucja prywatna. Muzeum utrzymywane było ze składek członkowskich i hojnych dotacji mecenasów, zwłaszcza ziemian wielkopolskich. Zbierało rozmaite przedmioty, od kości kopalnych i wypchanych ptaków po obrazy i „relikwie” sławnych Polaków. Zbiory archeologiczne stanowiły największą część kolekcji. Początkowo gromadzono je tylko w magazynach; dopiero w 1882 utworzono stałą wystawę , którą można było zwiedzać po wykupieniu biletu, a muzeum otrzymało nową nazwę Muzeum im. Mielżyńskich, na cześć największych mecenasów.

Władzami Towarzystwa był zarząd, wybierany na walnym zabraniu członków. Z kolei Zarząd mianował wszystkich urzędników Towarzystwa. Pierwsi opiekunowie Muzeum nosili tytuł konserwatorów. Nie byli to rzecz jasna archeolodzy, bo taka dyscyplina jeszcze nie istniała, muzeum było zresztą wielobranżowe. Starano się jednak wybierać spośród ówczesnych elit intelektualnych Poznania i okolic. Pierwszy konserwator, Maksymilian Studniarski (1857-1860) był nauczycielem, profesorem Szkoły Realnej, trzeci (Władysław Wierzbiński 1866-1868) – prawnikiem i dziennikarzem, czwarty (Hieronim Feldmanowski, 1868-1882) – nauczycielem i literatem, piąty (Klemens Kantecki, 1882-1885) – dziennikarzem samoukiem po szkole średniej, szósty (Bolesław Erzepki 1885-1923) – historykiem, filologiem i miłośnikiem archeologii; siódmy (Józef Kostrzewski – 1914-1924) – prehistorykiem. Od tego grona nieco odbiegał drugi konserwator, Albin Gorecki, emerytowany ochmistrz Rogera Raczyńskiego, choć i on jako nauczyciel domowy musiał ukończyć przynajmniej seminarium nauczycielskie; nieborak musiał zresztą po kilku latach ustąpić z powodu choroby psychicznej.

Początkowo Konserwatorów powoływano po poleceniu ich przez osoby cieszące się autorytetem i będące mecenasami Muzeum – stąd wziął się np. ów ochmistrz. Dość szybko jednak zaczęto organizować konkursy, bardzo mocno obsadzane mimo mizernych płac. Przy Józefie Kostrzewskim w 1914 r. było nieco inaczej: początkowo był on drugim konserwatorem i formalnie nie pełnił funkcji kierowniczej, a więc konkursu nie ogłoszono. Kostrzewski miał atut w postaci ukończonych (za radą B. Erzepkiego) studiów z prehistorii w Berlinie, a w świetle nowej pruskiej ustawy o wykopaliskach jedynie posiadanie fachowca chroniło zbiory polskiego muzeum przed wcieleniem ich do muzeum niemieckiego. W pamiętnikach Józef Kostrzewski wspomina jednak, że swoją posadę zawdzięczał interwencji wybitnego przyrodnika, Franciszka Chłapowskiego, który do jego kandydatury przekonał Erzepkiego. Trudno nam dziś zrozumieć , co mogło być przyczyną jego wahania. Niewykluczone, że Erzepki po prostu bał się, bo dotychczasowy życiorys kandydata nie rokował dobrze na przyszłość: trzy lata gimnazjum robione w sześć lat, porzucone studia medyczne, rok spędzony w Krakowie na studiowaniu i zrzędzeniu, że to nie to, skłonności do konspiracji… A jednak nowy II konserwator szybko niemal całkowicie odciążył I konserwatora od pracy w Muzeum, a pomysłami i sprawnością organizacyjną zadziwił, na razie jedynie Poznaniaków (mimo wojny przekształcił na wpół amatorskie Muzeum w znakomity ośrodek archeologiczny, założył Towarzystwo Muzealne, przygotował czasopismo Przegląd Archeologiczny, brał udział w Powszechnych Wykładach Naukowych – namiastce uniwersytetu polskiego).

Podsumowując, w ciągu ponad sześćdziesięciu lat istnienia, Muzeum im. Mielżyńskich działało stale w bardzo trudnych warunkach; zgromadziło łącznie kilkanaście tysięcy zabytków archeologicznych wraz z dokumentacją. 

Towarzystwo Historyczne Prowincji Poznańskiej powstało w 1885 r. w wyniku „zawstydzenia się” niemieckich mieszkańców Wielkopolski sytuacją, że Polacy, postrzegani przez władze pruskie jako obywatele drugiej kategorii mają własne muzeum, a uchodzący we własnych oczach za wysoce kulturalnych Niemcy takiej instytucji nie mieli. Inicjatorzy przedsięwzięcia, pruscy urzędnicy Archiwum Państwowego, nie mieli jednak chęci stale wypraszać fundusze na działalność od rozmaitych darczyńców. Poradzono sobie w ten sposób, że zgodnie ze statutem przewodniczącymi Towarzystwa mianowano automatycznie kolejno nadprezydentów Prowincji Poznańskiej. W ten chytry sposób zapewniono sobie dotacje prowincji przynajmniej na minimalnym poziomie i wsparcie władz przy werbowaniu nowych członków. Jako szefowie, nadprezydenci wyznaczali główne kierunki działalności Towarzystwa, stąd już w 1886 r. zostało ono włączone do działalności antypolskiej, której ostatecznym celem miało być „wykorzenienie” Polaków z prowincji. Pozostałych członków zarządu wybierano w głosowaniu. Towarzystwo gromadziło własne zbiory, zwane szumnie „Muzeum Poznańskim”, ale gromadzenie kolekcji miało jedynie przyspieszyć moment utworzenia muzeum podległego władzom Prowincji Poznańskiej. W żadnym z dokumentów nie wspomniano o specjalnym opiekunie zbiorów, zdaje się że kolekcją zajmowali się społecznie pracownicy archiwum państwowego, Franz Schwartz (archeologia) czy Adolf Warschauer (dokumenty). Kiedy powołanie muzeum prowincji stało się faktem, w 1894 r. Towarzystwo przekazało do niego zbiory w depozyt, a w początku XX w. – oddało na własność.

Towarzystwo Historyczne działało w dobrych warunkach; przez 10 lat działalności zgromadziło ponad 2200 zabytków.

Muzeum Prowincjonalne (1894-1903)

Była to taka instytucja hybrydowa pod nazwą Prowincjonalne Muzeum-Biblioteka. Powołał ją w 1894 r. zarząd prowincji, zapewnił siedzibę i bez konkursu powołał szefa. Był to jednak jedynie „komisaryczny dyrektor” czyli odpowiednik dzisiejszego p/o dyrektora. Został nim asystent Archiwum Państwowego i gorliwy członek Towarzystwa Historycznego, 30-letni dr Franz Schwartz, który już wcześniej zajmował się zbiorami (zmarł ju ż w 1901 r.). Od 1895 r. pracownicy muzealni stali się urzędnikami prowincji, a ich pensje były takie same, jak we wszystkich urzędach, czyli dobre. Mimo zmiany własnościowej, Muzeum Prowincjonalne nie odbiegało poziomem merytorycznym od Muzeum im. Mielżyńskich czy od Towarzystwa Historycznego, choć pod względem organizacyjnym i możliwości działania różnica była ogromna. Działając w dobrych warunkach, w ciągu niespełna 10 lat zgromadziło ponad 4000 pozycji katalogowych zabytków archeologicznych.

Przepełnienie starego gmachu wskutek błyskawicznego rozrostu kolekcji i wysokie koszty utrzymania wielodziałowego muzeum zmusiły władze prowincji do poszukania hojnego mecenasa. Stało się nim państwo pruskie. Tak narodziło się –

Muzeum Cesarza Fryderyka (1903-1918)

Po kilkuletnich pertraktacjach z rządem w sprawie dofinansowania, władzom prowincji udało się uzyskać w Berlinie fundusze na budowę nowoczesnego gmachu oraz obietnicę corocznej subwencji na utrzymanie muzeum w wysokości 50% kosztów utrzymania. Pieniądze te nie były darowizną: w zamian muzeum miało realizować politykę rządu w dziedzinie ochrony zabytków, rząd uzyskiwał wpływ na obsadę najważniejszych stanowisk w nowej instytucji, a instytucja miała nosić imię cesarza Fryderyka III. „Kto ma prawa, ten przejmuje obowiązki” – tak krótko skwitowano ową zasadę współfinansowania w jednym z przemówień z okazji otwarciu nowego gmachu w 1904 r. Do współfinanowania muzeum włączyło się także miasto Poznań.

Dyrektora nowej placówki nie wyłoniono w drodze konkursu, a poprzez akceptację propozycji ministerialnej przez zarząd Prowincji. Został nim 41-letni Ludwig Kaemmerer. Jego kariera była typowa dla ówczesnej kadry kierowniczej. Studiował historię kultury i historię sztuki na uniwersytetach w Berlinie, Monachium i Dreźnie. Po ukończeniu studiów postanowił zrobić karierę w dziedzinie zarządzania kulturą, zatrudnił się więc w Muzeach Królewskich w Berlinie, począ tkowo jako wolontariusz, potem został asystentem dyrektorialnym. Ową asystenturę zapewne wygrał w konkursie, bo Erich Blume, k ó remu też marzyła się kariera dyrektorska, kilka lat później wygrał taki konkurs w Hannoverze i tylko śmierć przeszkodziła mu w osiągnięciu celu. Przez pięć lat u boku dyrektora w Berlinie Kaemmerer miał okazję wprawiać się w zarządzaniu i administracji dużą jednostką muzealną. Nie zapomniał również o nauce, odbywając kilka podróży naukowych. Tak przygotowany nowy dyrektor Muzeum Cesarza Fryderyka postawił dotychczasowe bardzo prowincjonalne muzeum na dobrym poziomie europejskim. Jednym z jego pierwszych posunięć było doprowadzenie do zatrudnienia opiekuna do działu archeologicznego, wprawdzie nie fachowca, a zawodowego żołnierza zwolnionego z wojska z powodu choroby; pewnie to było warunkiem uzyskania etatu. Skoro jednak okazało się, że przy najszczerszych chęciach dyletant potrafi jedynie ułożyć naczynia równo na półce, po długich staraniach Kaemmerer wywalczył zatrudnienie fachowca – Ericha Blumego. I w tym wypadku zrezygnowano z rozpisaniu konkursu, poprzestając na znakomitej opinii Gustawa Kossinny, uchodzącego wówczas w Niemczech za najwybitniejszego prehistoryka w tym czasie, który uznał młodego absolwenta za najwybitniejszego po nim znawcę pradziejów ziem na wschód od Odry. Z konkursu zrezygnowano też po śmierci Blumego.

Działając w dobrych warunkach i z fachową obsadą, oferując przyzwoite wynagrodzenia przy sześciogodzinnym nominalnym czasie pracy, w ciągu 14 lat działania Muzeum Cesarza Fryderyka zgromadziło prawie 9 tysięcy pozycji katalogowych zabytków archeologicznych i uczyniło z poznańskiej archeologii liczący się w Niemczech ośrodek muzealno-naukowy.

 

^