20/5/2015

27. dzień badań. Przez ostatnie kilka dni zeszliśmy tylko ok. 20 cm w dół – nie za dużo od naszej ostatniej relacji. Dlaczego? Dlatego, że dotarliśmy do pierwszych nienaruszonych warstw kulturowych sprzed kilkuset lat! Tutaj musimy poruszać się już bardzo ostrożnie. Warstwy te składają się z mierzwy. Jest to mieszanka zbitej gliny z piaskiem (tworzących niegdyś powierzchnię Rynku), rozłożonych szczątków organicznych (zwierzęcych odchodów, słomy, ścinki drewna), które również były wszechobecne na powierzchni placu.

Niezapowiedziany gość na wykopie, fot. K. Zisopulu-Bleja/Muzeum Archeologiczne w Poznaniu

 
To dobry moment na drobne podsumowanie. W przemieszanych warstwach gruzu i piachu odkryliśmy blisko 350 zabytków wydzielonych – czyli takich, które przykuwają szczególną uwagę archeologów (nie wliczając setek fragmentów naczyń ceramicznych, cegieł, dachówek itp.). 
 
„Dopiero w ostatnich dniach znajdujemy pojedyncze zabytki wykonane z surowców organicznych – przykładowo fragmenty skórzanego obuwia. W wyższych warstwach po prostu nie zachowałyby się – tutaj panuje wysoka wilgotność, która konserwuje tego typu przedmioty. Liczymy, że poniżej znajdziemy również fragmenty dawnych konstrukcji z drewna. Jest na to duża szansa” – opowiada Kateriny Zisopulu-Bleja, kierownik badań wykopaliskowych na Starym Rynku.
 
Wśród tych najciekawszych przedmiotów jest 90 monet. Najstarsza z XV wieku to srebrny szeląg wybity przez państwo krzyżackie na polecenie wielkiego mistrza Paula von Russdorffa. Zdaniem naszego numizmatyka Zbigniewa Bartkowiaka, jest to rzadkie znalezisko w Poznaniu. Dotąd uważano, że stolica Wielkopolski nie znajdowała się w strefie, w której posługiwano się tymi monetami. Okazuje się to niezgodne z dotychczasowymi poglądami naukowców. 
 
 Szeląg krzyżacki, fot.  K. Zisopulu-Bleja/Muzeum Archeologiczne w Poznaniu
 
Inne ciekawostki – to metalowy tłok pieczętny (być może XVI-wieczny), czyli przedmiot za pomocą którego rzemieślnicy oznaczali wytwarzane przez siebie produkty lub plombowali opakowania, w których je przechowywali. Jeszcze nie wiemy, jaki rzemieślnik korzystał z odkrytego przez nas tłoku, gdyż najpierw musimy odsłonić, pod czujnym okiem naszego konserwatora, gmerek – odciskany znak, który identyfikował danego mieszczanina
 
Na koniec naszej listy – sensacja! Fragment kilkusetletniego „kalkulatora”! To XVI-wieczny liczman norymberski. Jest to żeton wykonany z brązu, który trafił do nas z… a jakże – Norymbergi. W jaki sposób z niego korzystano? Żetony kładziono na planszy (zapewne drewnianej, nie zachowała się do dziś) i przekładano kalkulując, być może w systemie dwunastkowym. Dzięki temu kupcy nadążali z rachunkami.
 
XVI-wieczny liczman norymberski, fot. K. Zisopulu-Bleja/Muzeum Archeologiczne w Poznaniu
 
Niezaburzona warstwa, na którą teraz spoglądamy, nosi liczne ślady spalenizny. Widać też dołki posłupowe, czyli relikty po lekkich konstrukcjach wzniesionych z pali. Być może jest to świadectwo jednego z wielkich pożarów, które niegdyś trawiły miasto. W Poznaniu szczególnie tragiczny w skutkach miał miejsce w XVI wieku. Ale na potwierdzenie na jak datowane warstwy spoglądamy, musimy poczekać do momentu, w którym odkryjemy zabytki, które w niej spoczywają – to one „datują” warstwę. Właśnie w nie wbijamy teraz łopaty!

PRZECZYTAJ POPRZEDNIE RELACJE: